My żyliśmy wtedy!
Kobieta z krzesłem opartym o ramię, człowiek przebrany za białego niedźwiedzia. Mężczyzna niosący długą żerdź owiniętą płótnem. Uśmiechające się trzy kobiety, jedna z nich z wiadrem w dłoni. W tle ruiny i gruzy Gdańska – okolice ulicy Grobla IV niedługo po zakończeniu II wojny światowej.
Podniesienie z ruin Gdańska przypomina mi odradzanie się polskiej kultury po II wojnie światowej. Ludzie pieczołowicie wyłuskiwali z morza gruzowisk fragmenty potłuczonych steli, strzaskanych portali i zgruchotanych przedproży. Następnie składali te upiorne puzzle w nowostarą całość na podstawie dawnych planów i fotografii. Choć większość mieszkańców powojennego Gdańska pochodziła z Kaszub i Kociewia, liczni byli także przybysze z przedwojennych województw centralnych i wschodnich. Choćby już w 1947 r. zaczął w naszym mieście działać Wileński Teatr Łątek, dziś znany pod nazwą Teatr Miniatura. Główne Miasto w Gdańsku zostało odtworzone w historycznym garniturze. Elewacje kamienic świadomie nawiązywały do renesansowo-barokowego stylu I Rzeczypospolitej, dystansując się od niemieckiej XIX-wiecznej architektury. Za narodową fasadą kryła się socjalistyczna treść. Kamieniczki nie były już domem dla patrycjatu, a stanowić miały wzorcowe osiedle robotnicze. Nie inaczej było w teatrze, poezji czy malarstwie, gdzie władza – dysponent środków – narzucała to, co uznawała za ideologicznie słuszne. Pod tym względem możemy odnajdywać w historii wiele prawidłowości. Paradoksalnie wśród dzieł realnego socjalizmu znajdują się i takie, którym nie sposób odmówić artystycznych walorów.
Cała strefa kultury zaś, nawet w najmroczniejszych czasach
stalinizmu, zachowała minimum autonomii. Autorem opisanej wyżej fotografii był profesor Wiesław Gruszkowski. Urodzony we Lwowie architekt i urbanista był w czasie wojny żołnierzem Armii Krajowej. Jego najstarszy brat Mieczysław był ofiarą zbrodni katyńskiej. Gruszkowski
przybył do naszego miasta po wojnie i odbudowywał je w sensie materialnym, a także i artystycznym. Jako późniejszy wykładowca Politechniki Gdańskiej przekazywał swoją wiedzę następnym pokoleniom, był niezawodnym przyjacielem naszego Muzeum od czasów konkursu architektonicznego po zwieńczenie jego budowy.
Podarował nam też bezcenny przedmiot – polską flagę ukrytą przez jego rodzinę po wkroczeniu Niemców do Lwowa, których niebawem zastąpili Sowieci. W jednym z wywiadów powiedział o życiu na gruzach powojennego Gdańska: „My żyliśmy wtedy! Wychodziło się wieczorami,
przyjaźniliśmy się z malarzami…” Chciałbym, aby Festiwal Kultury Ocalonej był refleksją nad dziełami, które zostały odzyskane, twórcami,
którzy przeżyli, gruzami, z których udało się podnieść polską kulturę po tym, jak usiłowały ją unicestwić dwa totalitaryzmy: hitlerowskich Niemiec i komunistycznego Związku Radzieckiego. Tytaniczny wysiłek zwykłych ludzi, włożony w odbudowę Polski w każdym wymiarze, to ciche, jakże często niedostrzegalne i niedoceniane, bohaterstwo
prof. dr hab. Rafał Wnuk
